czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział XXI - Próba zaufania, Attempt trust..

-"Cameron.."- serce dudniło mi w uszach więc ledwo usłyszałam wypowiedziane przeze mnie słowa. Chwilę się zastanawiałam czy aby na pewno zostały wypowiedziane, ale i tak uśmiechnął się na mój widok. Nie mogłam na niego patrzeć, ale również i oderwać wzroku. Przypomniało mi się, gdy pobita i zdruzgotana Ewa wróciła na domu ledwo utrzymując się na nogach, akcja z żyletką nad jej nadgarstkiem, przymusowa wyprowadzka Camerona ze studia na moich oczach. Miałam ochotę podejść do niego i przywalić z liścia może wtedy choć trochę by mi ulżyło, ale przez to całe zamieszanie zapomniałam, że jestem niepełnosprawna... Mogłam liczyć teraz wyłącznie na szczęście.
-" Ciebie też miło widzieć Sylwia" - z jego twarzy nie znikła niewinny uśmiech dokładnie jak pierwszego dnia naszego spotkania. Brakowało tylko eleganckiego garnituru oraz krawatu na jego szyi.
-"Co ty tutaj robisz?"- zapytałam chcąc założyć ręce na klatkę piersiową, ale dopiero teraz zauważyłam, że jestem przywiązana do tego starego drewnianego krzesła. Dzisiaj coś ciężko mi skupić się na ważnych szczegółach, które mogą uratować moje życie... Polizał swoją dolną wargę przy tym zakładając ręce na biodra. Jego oczy powędrowały na połamaną podłogę po czym skierował jej z powrotem na mnie.
-"Interes.."- dodał drapiąc się po głowie i z gracją obracając się w stronę tłustego faceta -"Ile jest warta?"- gdy tylko wypowiedział te słowa moja szczęka opadła z niedowierzania. Warta? Czy ja jestem jakąś rzeczą do kupienia? Wychodzi na to, że tak.
-"50 tysięcy dolarów"- zmarszczyłam czoło. Po moich wnioskach Cameron zrobił tak samo. 50 tysięcy? Zrobiło mi się słabo. `Robiłam głębokie wdechy, żeby tylko nie zemdleć od bólu pod klatką piersiową. Czyżby wycieli mi jakiś narząd? Nie zdziwiłabym się.
-"Okej"- kontynuował ze spokojem -"Mam walizkę w samochodzie. Zaraz wrócę"- jak powiedział tak też i zrobił. Wyszedł ku padającemu prosto na mnie słońcu. Nie sądziłam, że tak bardzo chciałam by szybko wrócił. Bałam się ich, że mi coś zrobią choć i tak dużo zrobili.
-"Gdzie jest David?" - zapytałam również spokojnym tonem choć mnie przekonującym niż Cameron w końcu siedział w branży biznesowej.
-"Tam gdzie jego miejsce" - odpowiedział gruby wypalając swój cygar i rzucając nim o ziemie na przeciwko mnie.
-"Ile za niego chcecie?" -zapytałam czując odrobinę satysfakcji, że udało mi się go wplątać w ten dialog.
-"Dwa razy tyle co ciebie"- wyciągnął ze swojej kieszeni kolejny cygar. Zaciekawiło mnie ile ich może mieć tam jeszcze.
-" Jak zgadnę ile masz jeszcze tych cygarów to dostanę jakąś zniżkę?"- byłam dumna z tego co powiedziałam. Zauważyłam kontem oka jak czarnoskóry "ochroniarz" śmieje się pod nosem, ale momentalnie przestaje, gdy spojrzał na niego z pogardą ten drugi.
-"Wygadana jesteś wiesz?"- odpalił truciznę. Na szczęście wrócił Cameron. Myślałam, że mi się oberwie za to co powiedziałam, ale przy nim mogę czuć się chwilowo.. bezpieczna? Muszę mu zaufać albo bynajmniej spróbować.
-"Masz równe 50 tysięcy, a teraz ją wypuść" - podał mu srebrną walizkę taką jak w filmach kryminalnych, w których znajduje się okup na niemożliwą, wysoką skalę. Gruby kiwnął głową w stronę "ochroniarza" na znak by podszedł do niego i wziął walizkę więc tak uczynił. Gdy otworzył ją ulotnił się z niej gaz. Podejrzewam, że trujący gaz.
-"Zatkaj usta!"- krzyknął w ostatniej chwili Cameron biorąc głęboki wdech.
-"Ty sukin..."- nie zdążył dokończyć, gdyż upadł na kolana trzymając się za szyję tak jakby ktoś go dusił i chwilę później oboje leżeli martwi. Moje oczy przepełniły się łzami, ale nie mogłam płakać bo gaz zrobiły ze mną to samo co z tymi bandytami. Cameron szybko pobiegł do mnie, odwiązał dłonie i wziął na swoje ręce kopiąc przy tym w uchylone drzwi. Po parunastu krokach w końcu mogłam złapać oddech czystego i świeżego powietrza, którego strasznie mi brakowało.
-"Co to było?!"- dopytałam przerażona ciągle mając przed oczami upadającego grubasa koło moich stóp.
-"Próbuję wam pomóc"- dodał wkładając mnie do białego Opla. Grzecznie zapiął mi pasy choć chciałam mu powiedzieć, że mam tylko nogi sparaliżowane, ale nie chciałam robić zamieszania.
-"Nie chcę twojej pomocy"- odpowiedziałam, gdy tylko odsunął się ode mnie. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
-"Ale jesteś teraz i tak na mojej łasce więc musisz mi zaufać.."- odpalił silnik i ruszył w kierunku większego starego magazynu.

- "Cameron .." - heart pounding in my ears so barely heard the words spoken by me. A moment I wondered if they really were spoken, but he smiled at me. I couldn't look at him, but also look away. It reminded me of when beaten and devastated Eve returned to the home barely keeping up on their feet, the action of the razor over her wrist, forced Cameron moving out of the studio before my eyes. I wanted to approach him and crush the leaf can then even a little relieved by me, but by all the fuss forgot that I have a disability ... I could now rely solely on luck.
- "Nice to see you too Sylvia" - with his face disappeared innocent smile exactly like the first day of our meeting. The only thing missing elegant suit and tie on his neck.
- "What are you doing here?" - I asked, wanting to assume his hands on his chest, but only now noticed that I was attached to the old wooden chair. Today, something hard for me to focus on important details that can save my life ... He licked his lower lip while assuming hands on hips. His eyes wandered to the broken floor then turned her back on me.
- "Interest .." - he said scratching his head and gracefully turning to fat guy - "How much is it worth?" - Once he said these words, my jaw dropped in disbelief. Guard? Am I some kind of thing to buy? It turns out, yes.
- "$ 50,000" - frowned. After my conclusions Cameron did the same. 50,000? I felt weak. `I did deep breaths just to not pass out from the pain in his chest. They could have cut me some organ? I don't be surprised.
- "Okay" - continued calmly - "I have a suitcase in the car. I'll be back" - he said so too, and he did. He went out to padającemu straight at me the sun. I did not think so much I wanted to come back quickly. I was afraid of them, that I will do something though, and so much done.
- "Where's David?" - I asked the calm tone but convincing me than Cameron finally sat in the business sector.
- "Where the place" - said fat burning his cigar and throwing him to the ground in front of me.
- "How much do you want for it?" he asked, feeling a little satisfaction that I was able to implicate him in this dialogue.
- "Twice as much as you" - pulled from his pocket another cigar. I wondered how many of them may have there.
- "How guess if you have these cigarettes to get a discount?" - I was proud of what I said. I noticed account as the black eye "bodyguard" laughs to himself, but immediately stops when you looked at him with disdain the latter.
- "Spill the beans you know?" - Fired poison. Fortunately, Cameron returned. I thought I kept for what I said, but with him I feel momentarily safe ..? I have to trust him or anything but try.
- "You are equal to 50,000, and now it Let" - gave him a silver case in films such as crime, which is a ransom for the impossible, high scale. Thick nodded toward the "bodyguard" a sign that went up to him and took the suitcase so I did. When he opened it vanished from the gas. I suspect that the poisonous gas.
- "Hold your mouth!" - Shouted at the last minute Cameron taking a deep breath.
- "You son of a ..." - never finished, as he fell to his knees clutching his neck as if someone was choking him, and a moment later they both lay dead. My eyes overflowed with tears, but I couldn't cry because the gas did me the same thing with these bandits. Cameron quickly ran to me, untied his hands and took his hands while kicking on the door ajar. After parunastu steps in the end I could catch my breath pure and fresh air, which I missed terribly.
- "What was that?" - Found out frightened still have before my eyes failing fat man near my feet.
- "I'm trying to help you" - he said putting me into a white Opel. I politely buckled belts but I wanted to tell him that I only have legs paralyzed, but I didn't want to make a fuss.
- "I don't want your help," - I said as soon as he pulled away from me. I looked at him reproachfully.
- "But you are now, and so at my mercy so you have to trust me .." - fired engine and headed in the direction of greater old warehouse.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz